Na początku bieżącego roku próbowaliśmy profetyzować sytuację na rynku nieruchomości. Zastanawialiśmy się, jak będzie kształtowała się branża w tych niełatwych i nieprzewidywalnych czasach. Tego typu symulacje zawsze obarczone są ryzykiem kompromitacji, bo można przestrzelić z prognozami. Bez fałszywej kokieterii stwierdzamy, że z naszych noworocznych wróżb wyszliśmy obronną ręką. Zalecaliśmy ostrożny optymizm i… nie kłamaliśmy.
Aktualna kondycja rynku nieruchomości na Podkarpaciu nastraja bardzo pozytywnie. Pandemia wcale nie wyhamowała dynamiki wzrostowej, a przewidywania „ekspertów” z internetowych forów, że ceny będą lecieć ostro w dół, dzisiaj mogą sprowokować co najwyżej rechot. W Rzeszowie i okolicach ceny bowiem jeszcze wzrosły, a głód mieszkaniowy wciąż zdaje się gargantuiczny…
Całkiem niedawno gruchnęła wieść, że skandynawski fundusz Nordic Real Estate Partners zakupił ponad 1000 mieszkań w Warszawie za – bagatela – 100 milionów euro. I wcale nie było to żadne novum, bo niewiele wcześniej inny inwestor Heimstaden Bostad nabył ponad 3 tysiące stołecznych nieruchomości. Co ma wpływ na ofensywę biznesową zagranicznych funduszy inwestycyjnych? Przede wszystkim prosta kalkulacja, że na wynajmie mieszkań w Polsce wspomniane podmioty mogą zarobić nawet 2 razy więcej niż w krajach zachodnioeuropejskich. Jednocześnie przez tak radykalne decyzje zakupowe stymulują wzrost cen nieruchomości en bloc. Kolejną konsekwencją podobnych ruchów może być intensywny rozwój rynku najmu instytucjonalnego, przy jednoczesnym wzmocnieniu barier na rynku pierwotnym dla wielu potencjalnych nabywców.
Jak zatem widać, może nieco zmienić się kształt rynku; coraz więcej ludzi może mieć spory problem z zakupem mieszkania nawet w opcji kredytowej i wynajmowanie będzie dla nich koniecznością, jednak nieruchomości nadal będą w cenie. Tu wciąż można śmiało inwestować, niewiele ryzykując. To nadal sektor gospodarki, który wcale nie musi wytracać impetu. Wielu młodych ludzi, którzy wyemigrowali zarobkowo po wejściu Polski do UE w 2004 r. planuje powrót do ojczyzny, a ostatnie zawirowania (Brexit, Covid-19) mogą tylko przyśpieszyć tę decyzję. Wciąż spora grupa dorosłych osób pomieszkuje u rodziców czy w wynajmowanych mieszkaniach, przejawiając determinację do zmiany tego stanu rzeczy. Wreszcie permanentnie rośnie grono obywateli, którzy poza własnym lokalem mają po kilka-, a czasem i -naście czy -dziesiąt mieszkań, co jest prostą konsekwencją bogacenia się społeczeństwa polskiego i nie powinno (przynajmniej nie zawsze) generować podejrzeń o szemrane sposoby osiągania tak zacnego statusu majątkowego.
Jedynie na rynku najmu niekoniecznie występuje hurra-optymizm, bo nadpodaż mieszkań warunkuje większe oczekiwania potencjalnych lokatorów (i to zarówno w kwestii opłat, jak i standardu mieszkań), a niepewność sytuacji pandemicznej (wątpliwości co do trybu studiowania, ryzyko kolejnych lockdownów i związana z tym konieczność pracy zdalnej lub utrata możliwości zarobkowania w ogóle, etc.) jeszcze bardziej gmatwa sytuację. Niezmiennie jednak kupowanie nieruchomości jest wciąż niezłą lokatą kapitału, a obecne realia wymagają po prostu od beneficjentów takiego modelu biznesowego pewnej elastyczności, która pozwoli nadal osiągać przyzwoitą stopę zwrotu.
Wydaje się zatem jasne, że na na naszym lokalnym rynku nieruchomości (póki co) nie widać nawet cienia kryzysu, a możliwości inwestycyjne są nadal spore. Nie lękajcie się zatem i czarnowidztwa unikajcie…