Choć dla niektórych tytułowa teza może być zaskakująca, to jednak ma ona solidne oparcie faktograficzne. W wielu dużych i mniejszych miastach sukcesywnie spada liczba mieszkańców i nie jest to tylko wina kryzysu demograficznego. To również efekt tzw. suburbanizacji, która ściślej zostanie wyjaśniona niżej. Najbardziej znamiennym przykładem jest tu Łódź, która straciła prestiżowy tytuł „2 najbardziej ludnego miasta w Polsce” na rzecz Krakowa. Ale argumentów z innych aglomeracji też jest sporo. A jak na tle tego wszystkiego sytuuje się Rzeszów?
Polski rynek deweloperski jest cały czas mocno rozgrzany i wedle licznych symulacji prosperity może trwać nawet do końca obecnej dekady (wtedy dopiero ma o sobie dać znać „emerytyzacja” naszego społeczeństwa). Jednak mimo to, zjawisko wspomnianej suburbanizacji jest coraz bardziej dostrzegalne, a cechuje się głównie wyludnianiem się miast i rozwojem infrastruktury na obszarach podmiejskich. Zaobserwować to można głównie w Poznaniu, Trójmieście czy Wrocławiu. Podobnie rzecz wygląda w Łodzi czy Radomiu, ale tam ma to związek z zapaścią przemysłu, który w PRL-u był wizytówką tych miast, a w okresie transformacji ustrojowej mocno podupadł. Dodatkowym czynnikiem stymulującym exodus mieszkańców jest bliskość Warszawy, która oferuje o niebo lepsze możliwości rozwoju zawodowego. Zresztą podobnie jest z Kielcami – z centrum województwa świętokrzyskiego autochtoni „uciekają” właśnie do stolicy lub Krakowa. Z kolei w przypadku Poznania czy Gdańska, które są niewątpliwie atrakcyjne osadniczo, wyludnianie ma związek z dobrym skomunikowaniem tych miast ze strefami podmiejskimi i poszukiwaniem azylu (przysłowiowej „ciszy i spokoju”) przez mieszkańców tych dużych miast.
Zasadnym staje się pytanie, czy opisane wyżej procesy są dostrzegalne w mieście nad Wisłokiem? Otóż, na szczęście nie. Według danych GUS, Rzeszów jest w wąskiej grupie miast wojewódzkich (obok Warszawy, Białegostoku i Zielonej Góry), które w obu dekadach bieżącego stulecia notowały przyrosty mieszkańców, z tym, że nasze miasto jako jedyne notowało w tych dziesięcioleciach dwucyfrowe progresy (odpowiednio 11% i 10%). Oczywiście ma na to wpływ dynamiczny rozwój terytorialny skutkujący wchłanianiem kolejnych gmin, ale nie tylko. Stolica Podkarpacia jest w absolutnej czołówce, jeśli chodzi o tempo wzrostu PKB. O wielu powodach atrakcyjności Rzeszowa jako miejsca do życia pisano na tym blogu niejednokrotnie, zatem w materii wyludniania gród Rzecha nie ma powodów do obaw. To raczej inne podkarpackie miasta muszą ostro mierzyć się z tym problemem (Przemyśl, Jarosław), ale to już temat na zupełnie inną opowieść…