Tytułowe pytanie dla wielu Polaków jest noworoczną zagwozdką. Zwłaszcza, że po „świątecznych konsultacjach” z najbliższymi, sylwestrowym pożegnaniu starego roku oraz procesie formułowania litanii postanowień noworocznych, przyszła pora na podjęcie decyzji. Nawet uwzględniwszy fakt, że w tym przypadku brak decyzji też jest jakąś decyzją… Dylemat mają zarówno ci, którzy wreszcie chcą iść „na swoje”, jak i inwestorzy mieszkaniowi. Spróbujmy zatem przyjrzeć się bieżącej sytuacji.
Na co teraz jest tzw. dobry czas? Na kupno, sprzedaż czy przeczekiwanie? Powszechnie wiadomo, że na rynku nieruchomości przeszliśmy szybko i nieoczekiwanie z fazy „złotych żniw” w okres „rzezi niewiniątek”. Oczywiście, drastyczne określenie zostało tu użyte nieco żartobliwie, jednak jeśli uświadomimy sobie, że od września 2021 do września 2022 stopy procentowe wzrosły z 0,1% do 6,75%, to lepiej rozumiemy jego zasadność. Dramatycznie wzrosło oprocentowanie kredytów hipotecznych. Dość napisać, że w ciągu roku wysokość kredytu możliwego do zaciągnięcia przy tych samych zarobkach zmalała o 50-60%, co obrazuje w jak poważnym kryzysie znalazła się obecnie branża. Oczywiście masa ludzi utraciła możliwość sfinansowania planowanego zakupu nieruchomości.
Wróćmy jednak do pytania startowego. Na pewno nie należy zwlekać ze sprzedażą mieszkania, jeśli już taka intencja zaistniała (chyba, że ktoś ma mega-wygodną poduszkę finansową, ale tacy raczej tego tekstu nie przeczytają), gdyż mamy czas subtelnej korekty cen, dominuje nastrój powszechnej niepewności, a fundamentem zarabiania pieniędzy jest – o święty banale! – ruch. Mieszkanie, które „stoi” nie zarabia, a z czasem zaczyna przynosić coraz bardziej irytujące, zbędne koszty. Warto zatem rozważyć sprzedaż lokalu (zwłaszcza z rynku wtórnego, gdyż takie prawdopodobnie szybciej może stracić na wartości w najbliższym czasie), by uzyskać aktualnie najbardziej atrakcyjną cenę. I często nie będzie nawet szło o imponujący zarobek, a o minimalizację dalszych strat.
Czy warto teraz kupować mieszkania? To w znacznej mierze zależy dzisiaj od koncepcji zakupowej potencjalnego klienta. W przypadku motywu inwestycyjnego, to wciąż bardzo dobra opcja. Ucieczka przed inflacją, wciąż niezła stopa zwrotu (korzystniejsza obecnie bardziej dla nabywców gotówkowych, niż kredytowych), słowem: sensowne ulokowanie kapitału.
Inaczej rzecz ma się w przypadku marzących o usamodzielnieniu się. Abstrahując już od faktu, że sporo osób z tej grupy zwyczajnie nie ma szans na kredyt, to i ci „zdolnościowi” nie powinni wcale spieszyć się z zakupem. Primo – mamy obecnie okres tzw. górki cenowej, secundo – kredyty są teraz wyjątkowo kosztochłonne. Zatem wstrzymanie się z zakupem w oczekiwaniu na dogodniejszy moment nie będzie wcale złym wyborem. No chyba, że ktoś ma już naprawdę dość permanentnego wynajmowania, tudzież wspólnego pomieszkiwania z członkami rodziny, których chce się jednak nieco rzadziej widywać…
Decyzję finansową każdy podejmuje sam, podobnie konsekwencje tejże ponosi jej autor. Zatem warto zastanowić się w spokoju, jaki wybór będzie dla każdego najbardziej odpowiedni. Pamiętajmy, że wg danych NBP za 3 kwartał minionego roku, Rzeszów wciąż jest bardzo tani na tle innych miast wojewódzkich. 1 mkw. nowego mieszkania kosztuje u nas 7 540 zł; minimalnie niżej płaci się tylko w Olsztynie i Zielonej Górze). Jednocześnie deweloperzy potrafią regulować stawki poprzez żonglerkę podażową i równoważenie popytu, ergo „nówki” raczej nie powinny notować większych spadków. Ciekawe, jak wpłynie na sytuację rządowy program „Pierwsze mieszkanie”, który ruszyć ma na początku 2 półrocza? Ale… Konia z rzędem temu, kto w pełni przekonujący sposób udzieli odpowiedzi na pytanie: quo vadis, rynku nieruchomości?