Od jakiegoś czasu sporo potencjalnych nabywców mieszkań przeżywa bolesne rozczarowanie. Co jest tego przyczyną? Ano, okazuje się, że posiadane przez nich fundusze nie starczą im już na 2- czy (w wersji mocno optymistycznej) 3-pokojowe mieszkanie, ale ledwie na kawalerkę. To może boleć, ale wcale nie powinno frustrować. Rosnące ceny M1 tylko odzwierciedlają ich potencjał inwestycyjny oraz realną wartość nieruchomości, które wielu dość pogardliwie „klitkami” zwie.
Choć jako społeczeństwo wciąż bogacimy się (nie zapominając oczywiście o tendencjach, które mogą niebawem uruchomić proces pauperyzacyjny), to nadal sporo młodych ludzi, a nawet nieco starszych, musi hołdować zasadzie „małe, ciasne, ale własne”. Stąd nic nie wskazuje na wyhamowanie trendu rosnącej popularności kawalerek. Zwłaszcza, że obecnie budowane jednopokojowe lokale z aneksem kuchennym są o niebo bardziej funkcjonalne od tych, budowanych w okresie PRL-u czy nawet „najntisach”. Przede wszystkim posiadają niemałe balkony (zdarza się, że większe niż 4-pokojowe mieszkania oddawane do użytku jeszcze w latach 90.), a i możliwości aranżacji wnętrza jest dziś nieporównanie więcej. Przemyślnie wykończona kawalerka może całkiem wygodnie służyć dwójce dorosłych ludzi dość długo, zwłaszcza jeśli blok położony jest w wygodnej lokalizacji.
Kolejnym czynnikiem budującym atrakcyjność tego typu nieruchomości jest ich walor inwestycyjny. Urządzenie skromnego metrażowo mieszkania to dużo niższy koszt, a stopa zwrotu jest wysoce satysfakcjonująca. Stąd wysoki popyt na kawalerki utrzymuje się cały czas i nawet złowrogie wydarzenia pandemiczne oraz wojenne nie stopują nabywców. W Warszawie za nową kawalerkę trzeba zapłacić grubo ponad pół miliona złotych, a za tę pochodzącą z rynku wtórnego niewiele mniej niż pół „bańki”. Dla odmiany jedne z tańszych ofert mieszkań jednopokojowych znaleźć można w Lublinie czy właśnie w Rzeszowie – średnio to jakieś 250 000 zł, choć zdarzały się w „stolicy innowacji” transakcje opiewające na kwoty dużo niższe i wyższe. Warto też pamiętać, że szczególnie prestiżowe adresy dość łatwo potrafią nawet podwoić stawki. A najtańsze obecnie kawalerki znaleźć można w Łodzi i Bydgoszczy, przynajmniej jeśli chodzi o średnie kwoty zakupów (niewiele ponad 200 000 zł).
Zatem, jeśli horror inflacyjny przeraża i wizja zakupu lokum 2- lub 3-pokojowego staje się mirażem, nie warto wpadać w pułapkę defetyzmu, tylko trzeźwo przemyśleć sprawę i mimo wszystko poważnie rozważyć zakup mniejszej nieruchomości. Już finalizacja transakcji z intencją flippingu pozwala dość szybko pomnożyć kapitał, ale nabycie z intencją dyskontowania wynajmu jest nie mniej rozsądną opcją. Nie mogą zatem dziwić utrzymujące się na wysokim poziomie ceny kawalerek, gdyż zwyczajnie dyktuje je logika rynku.