Niedawno wystartował rządowy projekt, którego celem jest chwilowe ulżenie ukredytowanym mieszkańcom nadwiślańskiego kraju. Stale podnoszone stopy procentowe, rosnąca inflacja i odczuwalna coraz dotkliwiej drożyzna stały się złowrogą litanią od pewnego czasu. Swoistą finansową tabletką przeciwbólową na wymienione problemy mają być właśnie tytułowe „wakacje kredytowe”. O specyfice rządowej koncepcji oraz plusach i minusach tej inicjatywy w kolejnych akapitach.
Na czym opiera się dyskutowana gorąco idea? Otóż każdy posiadacz kredytu złotówkowego, który zaciągnął go przed 1 lipca br. i będzie go spłacał jeszcze co najmniej przez 6 miesięcy po tej dacie, może zawiesić 8 rat kredytu hipotecznego (4 w 2022 i 4 w 2023). To niewątpliwie super opcja dla wszystkich, którzy mocno odczuli konsekwencje bolesnego combo ostatnich lat (pandemia + wojna na Ukrainie). To chwila odpoczynku od finansowej zadyszki, która spotkała niestety wielu, o czym świadczy skokowy wzrost zainteresowania „chwilówkami” w tym roku. Dla szczęśliwców szczycących się komfortem ekonomicznym, wynikającym z posiadania poduszek finansowych jest to z kolei znakomita okazja do nadpłacania kredytu hipotecznego. Zatem wszystko wygląda na sytuację ze wszech miar korzystną, ale czy w tej beczułce z miodem jakiejś krztyny dziegciu nie ma?
Przede wszystkim, jeśli chętnie się powtarza ponurą frazę „mam kredyt na 30 lat”, to teraz skorygowana wersja brzmiąca „30 lat i 8 miesięcy” raczej błogostanu nie przyniesie. Ale wielu może to też swobodnie zignorować, jako że historia na naszych oczach znacząco przyśpieszyła i masa ludzi umieszcza swe plany i zamierzenia w znacznie krótszych segmentach czasowych. Naprawdę obecnie zwrot „co się będę martwił tym, co będzie za kilka dekad” nie musi wcale oznaczać lekkomyślności, ale może być synonimizowany ze zdrowym rozsądkiem. Znajdą się pewnie i tacy, dla których wakacje kredytowe nie będą okazją do pogłębionej refleksji nad własnymi budżetami domowymi i sensownego przygotowania się na niepewną przyszłość, ale asumptem do niefrasobliwości finansowej, ale to już inna kwestia. Pójście „po bandzie” może skutkować bolesnym z nią zderzeniem. Mankamentem może być to, jak banki będą wykorzystywały wiedzę o klientach decydujących się na opisywane rozwiązanie. Info o skorzystaniu z ustawowego rozwiązania będzie trafiało do Biura Informacji Kredytowej. Według zapewnień przedstawicieli tej instytucji nie ma to wpływać w żaden sposób na tzw. scoring (ocenę punktową dotyczącą wiarygodności kredytowej). Jednak są banki, które mają dodatkowo swoje kryteria opiniujące, zatem credit holidays mogą wpływać na zdolność kredytową. Ale czy różyczki bez kolców ktoś kiedyś widział?
Generalnie, wakacje kredytowe to bardzo słuszna koncepcja rządu RP. Już pierwsze dni, w których można było składać stosowne wnioski, pokazały jak wiele osób jest żywo zainteresowanych skorzystaniem z tej możliwości pomocy. Do banków wpłynęło dotychczas 850 000 wniosków (z 2,1 mln uprawnionych umów). Trzeba przeczekać ten trudny czas, żywiąc nadzieję na poprawę. „A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój” – tak szło w jednym songu Budki Suflera. Może banał, ale prawdziwy przecież…