Zima w pełni (i covidiada również;-), zatem warto pomyśleć o weekendowym dobrostanie, by znaleźć krzepiącą odskocznię w tym dość uciążliwym okresie. Są narty, są sauny, są serwisy streamingowe i są… bary (wszak pogoda barowa jest obecnie raczej regułą, a nie wyjątkiem), jednak można też pojechać na kulig, by na świeżym powietrzu kapitalnie spędzić czas i zahartować organizm przy okazji. Niżej znajdziecie kilka „kuligowych sugestii”, które pozwolą Wam wybrać optymalne rozwiązanie, by świetnie bawić się podczas tego rodzaju atrakcji.
Zastanawiając się nad odpowiedzią na tytułowe pytanie musimy najpierw ustalić, czy chcemy kuligować jak najbliżej Rzeszowa, czy jesteśmy gotowi wybrać się nieco dalej. Różne rozwiązania posiadają odmienne walory i mankamenty, zatem spróbujmy prześwietlić kilka opcji.
Jeśli nie chcemy zmęczyć się za bardzo dojazdem, to powinniśmy zdecydować się na Chmielnik lub Zabajkę. W tym pierwszym miejscu funkcjonuje od jakiegoś czasu Stadnina Koni Palomino, która położona jest w bardzo atrakcyjnym widokowo miejscu. Sam kulig to przyjemna przejażdżka po okolicy. Mijamy spokojnie miejscowe domostwa, ale też zdarzyć się może, że drogę przebiegnie nam dzik (wyjątkowo malarsko wygląda ów zwierz na śnieżnym tle). Finał trasy w Chmielniku to kilka rundek na polanie z której rozpościera się piękna wizualnie przestrzeń. Następnie czeka nas nasiadówka przy ognisku, gdzie można się zagrzać i przygotować pieczyste.
Również działający od przeszło czterech dekad Ludowy Klub Jeździecki Zabajka organizuje od lat udane kuligi. Tutaj suniemy saniami (aliteracja, a co!) po leśnych ścieżkach, a dźwięk dzwoneczków przytwierdzonych do pędzącego konia tworzy zupełnie niesamowity klimat. Po godzinnym kursie można zagrzać się przy kominku i napić gorącej herbaty w miejscowej jadłodajni. A następnie cieszyć się grillem na zewnątrz, w scenerii ośnieżonego lasu.
Obie wspomniane wyżej miejscówki zapewniają fajny, zimowy relaks w niedalekiej odległości od stolicy naszego województwa. Ale można też pojechać nieco dalej. Około 40 km od Rzeszowa znajduje się Edukacyjna Zagroda Szmer. To zupełnie niepowtarzalne miejsce usytuowane jest w Godowej. Można tu odbyć świetny kulig (także z pochodniami) w wyjątkowo „pięknych okolicznościach przyrody”, a następnie posiedzieć w karczmie na fotelu bujanym przy kominku, zjeść pieczoną kiełbasę oraz własnoręcznie przygotować proziaki (jest taka możliwość). Inną atrakcją tego miejsca jest górka do zjeżdżania. Z niej możemy delektować się efektowną panoramą na pobliskie wzniesienia, a następnie zjechać na sankach lub – co szczególnie polecamy – ślizgaczem śnieżnym.
Jeszcze dalej (plus minus 70 km od „stolicy innowacji”) funkcjonuje firma Rancho Texas, która zaprasza na kuligi do niezwykle urokliwego parku zdrojowego w Rymanowie-Zdroju. Tam zachwyca piękny drzewostan, szczególnie imponująco prezentujący się przy słonecznej aurze. Na półmetku trasy organizator kuligu proponuje nawet krótką przejażdżkę na koniu, a po wszystkim jest możliwość zorganizowania ogniska. Jednak, jeśli ktoś za bardzo zmarznie, może udać się do pobliskiego Rymanowa (warto pamiętać, że to dwie różne jednostki administracyjne), by w tamtejszym „Jasiu Wędrowniczku” zjeść pyszny obiad w sympatycznych wnętrzach.
A jak ktoś jest gotowy na minimum 2-dniową eskapadę, to warto choć raz przeżyć kulig z Biurem Podróży „Bieszczader”. To kurs przerobionymi wozami drabiniastymi, na dawnej trasie kolejki wąskotorowej między Cisną a Komańczą, podczas którego można podziwiać majestatyczne góry i lasy. Ognisko odbywa się na pięknej polanie otoczonej choinkami, a na patyk wbija się wyśmienitą kiełbasę z lokalnej masarni. Można też rozgrzać się herbatą lub grzańcem od organizatora. Warto jednak przed zainicjowaniem procesu pieczenia zejść nad strumyk (dosłownie minutka drogi) i podziwiać wiadukt służący niegdyś „wąskotorówce”, który włoscy kamieniarze zbudowali jeszcze pod koniec XIX wieku. Powrót odbywa się tą samą drogą, ale z pochodniami rozświetlającymi mrok. Zatem jest to kulig kompletny. Nocleg można zabukować wcześniej choćby w „Skalnym Polańczyku” (zresztą z popularnego „polańca” zabierze nas i odwiezie autokar „Bieszczadera”). A dlaczego właśnie tam? Otóż po takich wychładzających atrakcjach mega-miło jest posiedzieć w balii z nagrzaną wcześniej wodą, a taką właśnie przyjemność wspomniany hotel oferuje. Jeśli ktoś nie chce jednak ponosić dodatkowych kosztów, może skorzystać ze standardowego SPA w „Skalnym Polańczyku” (basen, sauny, jacuzzi). W obu przypadkach komfort gwarantowany, a sen i poranne śniadanie po takim błogostanie (rym przypadkowy) cieszą wyjątkowo…
Pomysłów na kulig więc nie brakuje. A powyżej i tak przedstawiono jedynie warianty konne. Piszący te słowa miał okazję niegdyś wziąć udział w imprezie, gdzie sanie były ciągnięte przez traktor, a postój odbywał się przy leśnym palenisku zlokalizowanym nieopodal zjawiskowego pałacyku myśliwskiego w Julinie… Cieszcie się zatem śniegiem, tak szybko topnieje…