Nowy rok, nowe rozdanie… Każdy zastanawia się, czy dotychczasowe tendencje zostaną utrzymane czy też dojdzie do drobnej korekty kursu, a może nawet radykalnych zmian. Jak na razie covidiada w umiarkowanym stopniu wpłynęła na mocno rozgrzaną koniunkturę na rynku nieruchomości. I wciąż buduje się, kupuje, sprzedaje, a ceny rosną. Czy kolejny rok zakonserwuje aktualne trendy czy też można spodziewać się pewnej odmiany?
W zgodnej opinii eksperckiego chóru nie należy spodziewać się rewolucji. Ceny nieruchomości nadal powinny rosnąć, choć dynamika wzrostowa nie musi już być tak okazała jak w ostatnich latach. Podnoszenie stóp procentowych, które będzie implikowało zawężanie zdolności kredytowej wielu potencjalnych nabywców nieruchomości może niewątpliwie wpłynąć na wyhamowanie popytu. Wzrost cen może być w tym roku bardziej warunkowany rosnącą inflacją (prognozuje się wzrost o 4-5% z tego powodu) niż dotychczasowym turbo-zapotrzebowaniem mieszkaniowym. Do tego dochodzi wzrost cen materiałów budowlanych – w ubiegłym roku tzw. ociepleniówka (styropian, wełna elewacyjna) potrafiła zdrożeć o ponad 100%, a jako, że stany magazynowe uległy sporemu uszczupleniu, to można spodziewać się kolejnego windowania cen.
Należy też pamiętać, że globalna gospodarka to system naczyń połączonych. Trudno przewidzieć, jakie będą długofalowe konsekwencje obecnego kryzysu rynku nieruchomości w Chinach. Już ubiegłoroczna (krótkotrwała, ale brzemienna w skutki) blokada Kanału Sueskiego dobitnie pokazała jak łatwo może zostać wygenerowana arytmia w łańcuchach dostaw i jak monstrualne konsekwencje finansowe są pokłosiem podobnych kryzysów. Nie wiemy, co może wydarzyć się w 2022 roku, ale już ewentualność kolejnych lockdownów czy możliwe opodatkowanie mieszkań kupowanych inwestycyjnie może znacząco wpływać na tempo rynku i korektę cenników.
Na konsumenckie apetyty na rynku mieszkaniowym może też mieć oczywiście wpływ cała aura związana z tzw. drożyzną. A przecież do realnie odczuwalnego wzrostu cen dochodzi masa spekulacji (nie wiadomo, na ile zasadnych) dotycząca ich dalszego wzrostu. Z drugiej strony wiele osób obawiając się utraty wartości pieniądza szuka stabilniejszych rejonów lokaty kapitału. A tutaj nieruchomość wydaje się jednym z najsensowniejszych wyborów. Rzecz jasna, dotyczy to person mających komfort posiadania środków finansowych na cele inwestycyjne.
Spodziewana jest dalsza zwyżka cen gruntów budowlanych. Ich ograniczona podaż przy gargantuicznym zapotrzebowaniu deweloperów skutkowała w ubiegłym roku rekordowym wzrostem średnich cen transakcyjnych w dużych miastach. Na Podkarpaciu inwestorzy budowlani wciąż będą gotowi płacić coraz wyższe stawki za możliwość przejmowania atrakcyjnych terenów. Podobnie ludzie marzący o budowie domu będą musieli jeszcze głębiej sięgnąć do kieszeni. Ceny za parcele w kilku województwach w ciągu ostatniego roku osiągały dwucyfrowe wzrosty procentowe (tak było w Małopolsce, Wielkopolsce oraz na Lubelszczyźnie). Także na Podkarpaciu będzie drożej, zwłaszcza, że ilość atrakcyjnych gruntów pod zabudowę jednorodzinną sukcesywnie topnieje.
A gdzie może być taniej? Z dużym prawdopodobieństwem na rynku najmu. Przynajmniej z perspektywy wynajmujących. Obecna sytuacja może zmusić posiadaczy mieszkań zakupionych w takim celu do „schodzenia z cen”. Realne prawdopodobieństwo kryzysu gospodarczego i co za tym idzie, możliwość pauperyzacji sporej części społeczeństwa może powodować obniżanie rentowności najmu. Zwrot z inwestycji w postaci czynszu nadal będzie cieszył właścicieli mieszkań kupowanych w celu osiągania dochodów pasywnych, jednak nie będzie on już tak imponujący jak w przeszłości.
Póki co, jednak życzymy wszystkim czytelnikom naszego bloga (i sobie też) „aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”:-)