Jeszcze pod koniec XIX wieku Żydzi stanowili grubo ponad połowę mieszkańców Rzeszowa. Jednak od wielu dekad nie tylko reprezentantów ludności żydowskiej praktycznie tutaj nie ma, ale co gorsza trudno też trafić na jakieś ślady ich bytności. To fakt mocno kompromitujący stolicę województwa podkarpackiego, gdyż „starsi bracia w wierze” stanowili ważki składnik kulturowy grodu nad Wisłokiem, a mądra forma przywracania pamięci o ich obecności tutaj mogłaby tylko zwiększyć potencjał turystyczny miasta.
Zwróćmy uwagę na najbardziej rzucające się w oczy pozostałości żydowskiej tożsamości Rzeszowa. To dwie synagogi. Ta pierwsza, Staromiejska (mimo, że Archiwum Państwowe już jakiś czas temu wyniosło się stamtąd) zwyczajnie popada w ruinę. A przecież mogłoby powstać tam muzeum z judaikami, o klimatycznej restauracji serwującej rarytasy kuchni żydowskiej nie wspominając; dość wspomnieć, że obok, na – nomen omen – ulicy Bożniczej znajduje się interesujący pub Stara Drukarnia, który nawet w wystroju wnętrza wykorzystuje pewne elementy żydowskiej symboliki. Sąsiedni obiekt czyli Synagoga Nowomiejska pełni istotną, kulturotwórczą rolę w Rzeszowie – mieści się tu Biuro Wystaw Artystycznych, a Niezła Sztuka prowadzi fantastyczną kawiarnię i organizuje szereg eventów, z których lwią część stanowią znakomite koncerty – szkoda tylko, że imprezy traktujące o żydowskim dziedzictwie miasta stanowią skromny ułamek tych bezsprzecznie cennych inicjatyw.
Brak pieczołowitości przy omawianym rezyduum jest tym bardziej jaskrawy, gdy próbuje się robić cokolwiek w mieście nad Wisłokiem, by przypomnieć o „starszych braciach w wierze”. „Wieczory z muzyką i kuchnią żydowską” w Grand Hotelu cieszyły się zawsze stuprocentową frekwencją. A gdy pod CH Nowy Świat odbywał się Festiwal Food Trucków, to chyba nie trzeba pisać pod którym pojazdem ustawiła się najdłuższa kolejka… Niemało mieszkańców Rzeszowa ucieszyła też wiadomość, że popularna restauracja Gościniec wprowadziła do swego sobotniego menu tradycyjny czulent. Te wszystkie fakty pokazują, że rzeszowianie czują potrzebę obcowania z kulturą żydowską, nawet jeśli niekoniecznie uświadamiają sobie jak wielki wpływ miała ona na przeszłość Reishy (tak nazywali nasze miasto starozakonni). A edukacja w tej materii również szwankuje, o czym świadczy fakt, iż stosunkowo niewiele osób w Rzeszowie wie, że w pobliskim Łańcucie znajduje się nie tylko wspaniały zamek, ale i przepiękna synagoga.
Wydaje się oczywistą konkluzją, że zintensyfikowane działania na rzecz trwałego przywrócenia żydowskiego dziedzictwa w Rzeszowie opłacą się zarówno mieszkańcom, jak i przybywającym do „stolicy innowacji” turystom. W stolicy sąsiedniej Lubelszczyzny można na starówce zjeść wyśmienity obiad w Mandragorze, która specjalizuje się w przysmakach wyznawców judaizmu. A na krakowskim Kazimierzu jest nie tylko multum żydowskich jadłodajni (gdzie można też wysłuchać koncertów muzyki klezmerskiej), ale też kilka tematycznych muzeów; można nawet odbyć wycieczkę „szlakiem krakowskich synagog” (jest ich aż 7). O corocznym Festiwalu Kultury Żydowskiej nie wspominając… Pozostaje żywić nadzieję, że nowy prezydent Rzeszowa podejdzie do tej sprawy bardziej poważnie, niż ten, który w ratuszu zasiadał przez ostatnie 18 lat.